Drewnianą łyżką w wielkim kotle mieszam diabelskie smaki.
Wrzucam niewinne, obnażone dzieci brzoskwini i jabłoni,
dosypuję kilka bękartów śliwy....
Patrzę jak kipią, zasypuję ich wołające o pomoc buźki
ziarenkami cukru, osładzam im umieranie ku chwale języków tych...
na których przyjdzie im przemierzyć ostatnią drogę...
do raju......podniebienia...
A potem patrzę, jak pogodzone wpływają do słoików,
układają się blisko siebie, tulą, lepią...
Zamykam.....
Znów coś musi umrzeć, by mógł żyć smak...
na wieczność.....
No proszę!
OdpowiedzUsuńJakie natchnienie przy robieniu słoików!
Piękne!
Jak ładnie opisałaś robienie konfitur:)
OdpowiedzUsuńtak, to nawet ja bym chciała...
OdpowiedzUsuńumrzeć na słodko:)
a potem wieczność w słoiku...:)
trafić do takiego słoika... rajskiego czy diabelskiego... raczej warto...
OdpowiedzUsuń;)
smacznego
OdpowiedzUsuńWspaniale ujechaś robienie konfitur naprawdę nie spotkałem jeszcze nikogo kto by tak przedstawił pewna czynność żeczy codziennej słowami!Masz talent wiesz o tym?Chciałbym tak zasnąć w wiecznym snie jak te konfitury...
OdpowiedzUsuń