piątek, 14 sierpnia 2009

Do raju...podniebienia...

Drewnianą łyżką w wielkim kotle mieszam diabelskie smaki.
Wrzucam niewinne, obnażone dzieci brzoskwini i jabłoni,
dosypuję kilka bękartów śliwy....
Patrzę jak kipią, zasypuję ich wołające o pomoc buźki
ziarenkami cukru, osładzam im umieranie ku chwale języków tych...
na których przyjdzie im przemierzyć ostatnią drogę...
do raju......podniebienia...
A potem patrzę, jak pogodzone wpływają do słoików,
układają się blisko siebie, tulą, lepią...
Zamykam.....
Znów coś musi umrzeć, by mógł żyć smak...
na wieczność.....



6 komentarzy:

  1. No proszę!
    Jakie natchnienie przy robieniu słoików!
    Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ładnie opisałaś robienie konfitur:)

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, to nawet ja bym chciała...
    umrzeć na słodko:)
    a potem wieczność w słoiku...:)

    OdpowiedzUsuń
  4. trafić do takiego słoika... rajskiego czy diabelskiego... raczej warto...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale ujechaś robienie konfitur naprawdę nie spotkałem jeszcze nikogo kto by tak przedstawił pewna czynność żeczy codziennej słowami!Masz talent wiesz o tym?Chciałbym tak zasnąć w wiecznym snie jak te konfitury...

    OdpowiedzUsuń