Drewnianą łyżką w wielkim kotle mieszam diabelskie smaki.
Wrzucam niewinne, obnażone dzieci brzoskwini i jabłoni,
dosypuję kilka bękartów śliwy....
Patrzę jak kipią, zasypuję ich wołające o pomoc buźki
ziarenkami cukru, osładzam im umieranie ku chwale języków tych...
na których przyjdzie im przemierzyć ostatnią drogę...
do raju......podniebienia...
A potem patrzę, jak pogodzone wpływają do słoików,
układają się blisko siebie, tulą, lepią...
Zamykam.....
Znów coś musi umrzeć, by mógł żyć smak...
na wieczność.....
6 komentarzy:
No proszę!
Jakie natchnienie przy robieniu słoików!
Piękne!
Jak ładnie opisałaś robienie konfitur:)
tak, to nawet ja bym chciała...
umrzeć na słodko:)
a potem wieczność w słoiku...:)
trafić do takiego słoika... rajskiego czy diabelskiego... raczej warto...
;)
smacznego
Wspaniale ujechaś robienie konfitur naprawdę nie spotkałem jeszcze nikogo kto by tak przedstawił pewna czynność żeczy codziennej słowami!Masz talent wiesz o tym?Chciałbym tak zasnąć w wiecznym snie jak te konfitury...
Prześlij komentarz